15 listopada 2011

Nowe narzędzia.


Tymczasem dotarł do mnie prezent gwiazdkowy. Zamówiłem nowe dłuta i poinformowałem rodzinkę, że to prezent od nich ;) Dłuta z nowej, a właściwie wznowionej serii Stanley 750. Ostatnio Stanley zaczął wracać do starej, dobrej tradycji produkcji funkcjonalnych i miłych dla oka narzędzi stolarskich. Może po kilkudziesięciu latach macoszego traktowania stolarzy coś się wreszcie zmieniło? Dłuta serii 750 wchodzą w skład szerszej gamy produktów nazwanych S.W. (Sweetheart). Dostępne są w niej jeszcze cztery strugi. Opinie na temat dłut są różne, ale w większości pozytywne. Nie są to Mercedesy na miarę dłut Lie-Nielsen, ale solidnej jakości narzędzia, w miarę przyzwoitej cenie. Nie porównuję ich oczywiście do skuwanych warstwowo dłut japońskich, ze zwiększoną o kilka punktów twardością w skali HRC, których cena za sztukę może przewyższać 1000 zł. Nie będę też przytaczał innych opinii na temat jakości dłut Stanley, dopóki sam ich nie przetestuję, ale to dopiero po ich przygotowaniu i naostrzeniu.
Na razie kilka zdjęć piękności :)





3 komentarze:

  1. Piękne dłutka, piękny pokrowiec ;)
    Pozdrawiam
    Red

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak sie pracuje tymi dłutkami?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze. Dość długo trzymają ostrość i są "zgrabne" w trzymaniu. Jednak muszę przyznać, że kupiłem je przede wszystkim dla wyglądu :) Jeśli komuś nie zależy na wrażeniach estetycznych, to równie dobrze może kupić zwykłe Stanley'e. Mam stare DynaGrip'y i pod względem użytkowym nie ustępują tym Sweet Heart :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń