17 kwietnia 2013

Krótka wycieczka po pracowni.

Mnóstwo czasu spędzam na "odświeżaniu" maszyn. Naprawy, reperacje, regulacje, skręcanie, pasowanie, rozkręcanie, szlifowanie, doklejanie... Masakra. Ostrzegam - nie kupujcie maszyn firmy PROMA, ani podobnych! Ten sam model pilarki (u Promy PKS-250P) produkowany w Chinach jest też oferowany przez innych "producentów". M.in.: Luna, Bernardo i inne. Najbardziej załamał mnie fakt popękania plastikowego lejka, który zbiera pył i wióry z niecki tarczy pilarskiej do odciągu. Całe szczęście znajomy płatnerz Jacek Matera wykonał dla mnie taki element z blachy. Mistrz! :) Jak najszybciej muszę się całkowicie przebranżowić na pracę z ręcznymi narzędziami i przestać się przejmować tymi bublami, które w swoim niedoświadczeniu nabyłem... Tymczasem zobaczcie, jak wygląda pracownia w fazie wyposażania.

7 komentarzy:

  1. Ja tam widzę lokowanie produktu DeWalt:) Buble:)
    Proszę się przyznać ileż to tysięcy kosztowało samo wyposażenie w narzędzia tejże pracowni:)
    Prawda jednak taka, że narzędzia elektryczne ułatwiają w wielu błahych sprawa pracę. Praca ręczna może i satysfakcjonująca, jednak wymaga sporo nakładu czasu, a efekt nie zawsze jest widoczny szczególnie dla laika. Nie mniej jednak wyczekuję efektów Pana pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Buble? DeWalt i jak wszystko inne dzisiaj, niestety... choć wkrętarki i mimośrodówka pracują jak do tej pory bez zarzutu, to szlifierka taśmowa, fakt, była już serwisowana. Niestety na Festool-a, czy inne markowe mnie nie stać. Mówi się jednak, że biednych nie stać na tanie rzeczy :) Nie lokuję, bo nie mam z tego żadnych korzyści - przynajmniej na razie ;)

    Maszyny kosztowały sporo, oj sporo... Całe szczęście, kupowałem je w kilku turach na przestrzeni 5 lat, więc jakoś się udało wysupłać te parę groszy ;) Kolejne niestety, a mianowicie: teraz z perspektywy czasu oceniam, że to też buble. Co prawda można nimi pracować, ale perfekcji w obróbce na nich nie osiągnę. Stwierdzam, że przy polskich zarobkach i cenach hobbystyczne uprawianie stolarstwa na dobrym poziomie jakościowym jest możliwe tylko po długoletnim wyćwiczeniu się w obróbce ręcznej, bo za dobrą maszynę trzeba by zapłacić kilkanaście tysięcy złotych.

    Co do różnicy w nakładzie czasu w obróbce maszynowej i ręcznej, to nie do końca się zgadzam. Mogę się założyć, że ręczne wykonanie, przykładowo, małej skrzynki z wczepami na jaskółczy ogon zajęłoby mi o wiele krócej niż maszynami. Przezbrajanie, ustawianie i regulowanie maszyn na kilkanaście wczepów jest czasowo nieopłacalne. Oczywiście przy dużej skrzyni mogłoby to mieć już jakiś sens, a w seryjnej produkcji już na pewno.

    I na koniec wreszcie: ze względu na moje historyczne hobby, chcę wykonać repliki średniowiecznych narzędzi (przy pomocy znajomych kowali - płatnerzy) i zbudować przenośny warsztat, to znaczy jakieś ławy stolarskie, skrzynie i przyrządy. Wówczas maszyny i elektronarzędzia będą mi potrzebne sporadycznie, tylko przy projektach współczesnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad. Festoola, nie ma czego żałować. Mam frezarkę ręczną. Wygląda elegancko, ale wbrew pozorom też nie umożliwia precyzyjnej pracy. To estetyczna zabawka wykonana z dobrych materiałów. Jedyne, co mi się w niej podoba, to "bezodrzutowy" napęd. Silnik startuje od małego momentu, dzięki czemu nie szarpie. Ponadto, aby wykorzystać jej potencjał, oprócz ceny maszyny, powinienem dorzucić kolejne 2x tyle na osprzęt, który jest skandalicznie i nieuzasadnienie drogi. Czyste zdzierstwo. Zamiast tego zrobiłem sobie różne szablony-pomocniki. Podstawa to umiejętności pracy z ręcznymi narzędziami, wiedza (o którą w necie dosyć trudno) i doświadczenie wypracowane godzinami pracy z drewnem. Polecam odwiedzenie "dom i drewno", gdzie można zobaczyć, że Festool to za mało. Dla odmiany, z umiejętnościami i bez Festoola można tworzyć cuda, co udowadnia np. Paul Sellers z moją ulubioną bieda-frezarką... z kawałka drewna i dłuta, czy też własnej produkcji strugiem ręcznym :) Oczywiście warto mieć w zależności od potrzeb to, czy inne elektronarzędzie, ale grunt to kreatywność i umiejętność wykorzystania potencjału drzemiącego w zabawkach ręcznych. Wpadłem tutaj szukając sensownego sposobu na posadowienie szopki na drewno i połączenie słupa z podwaliną, bo w ciesielstwo się jeszcze nie bawiłem. Znalazłem. Dzięki! Powodzenia i radochy ze swojego hobby.

      Usuń
    2. Dziękuję za "olśnienie" :) Teraz już z mniejszym ubóstwieniem będę spoglądał na maszyny Festoola. Ostatnimi czasy bardzo polubiłem Makitę. Następne zakupy będę "celował" w tym kierunku :) Pozdrawiam i również życzę satysfakcji z pracy w drewnie :)

      Usuń
  3. Faktycznie zgodzę się ceny są porażające. Być może jednak to lepiej, więcej prawdziwych rzemieślników artystów, a nie tylko operatorów maszyn. A co do czasu chodziło mi o bardziej prozaiczne "zrobienie" deski. Najpierw cięcie, lub darcie jak kto woli, później heblowanie, heblowanie heblowanie, gładzenie... dużo czasu. Pomysł z rekonstrukcjami narzędzi SUPER!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam ! No muszę to powiedzieć...bardzo ŚREDNIOWIECZNIE !

    OdpowiedzUsuń
  5. "Lubię" komentarze anonimowe... Zdaję sobie sprawę, że nazwa bloga na tym etapie mojej przygody ze stolarstwem jest co najmniej pretensjonalna, ale dopóki nie zacznę zarabiać na pracowni (póki co, tylko w nią inwestuję), nie stać mnie, żeby zamówić wykonanie narzędzi średniowiecznych, a o wybudowaniu, czy wykończeniu wnętrza w klimacie średniowiecznym nie mam nawet co marzyć. Pomału będzie coraz bardziej średniowiecznie, aż któregoś razu wyprowadzę ostatnie urządzenie elektryczne. Poza oświetleniem, oczywiście, bo dla odtwórstwa na pewno nie będę psuł sobie i tak nie do końca dobrego wzroku.

    OdpowiedzUsuń